Dudek: To pracownik jest najlepszym gospodarzem

2016-10-19

A- A A+

Zdaniem Dariusza Dudka, szefa Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” Przedsiębiorstwa Górniczego (PG) „Silesia” Sp. z o.o., rząd powinien uregulować kwestię tworzenia spółek pracowniczych, dzięki czemu załogi zyskałyby możliwość wzięcia współodpowiedzialności za swoje firmy. W czechowickiej kopalni zbliżona formuła własnościowa już funkcjonuje, mimo braku ustawy. – Nie ma lepszego gospodarza od tego, który gospodaruje na swoim – twierdzi przewodniczący.
Lider zakładowych struktur Związku z „Silesii” był uczestnikiem zorganizowanego przez PKO Bank Polski SA panelu dyskusyjnego na temat przyszłości spółek pracowniczych w kontekście założeń planu gospodarczego wicepremiera Mateusza Morawieckiego, gdzie przewidziano uregulowanie kwestii funkcjonowania tego typu własności. Debata miała miejsce podczas XXVI Forum Ekonomicznego w Krynicy-Zdroju.
– Zastanawialiśmy się, co można byłoby poprawić i jakich błędów uniknąć przy tworzeniu ustawy ułatwiającej przekazywanie pracownikom współudziału w zarządzaniu przedsiębiorstwami. Jako PG „Silesia” mamy tutaj spore doświadczenie praktyczne – wskazuje Dariusz Dudek. – Pytano mnie o podejście związków zawodowych do kwestii akcjonariatu pracowniczego. Jak wiadomo, „Solidarność” zawsze wspierała inicjatywy poszerzające wpływ załóg na własne firmy. Myślę, że przy okazji tworzenia nowego prawa wkrótce wypowiedzą się na ten temat krajowe struktury Związku, i że będzie to opinia korzystna dla idei akcjonariatu pracowniczego – dodaje.

Czysty zysk
Dyskusji towarzyszyła promocja wydanej w Stanach Zjednoczonych przez Harvard Business School Press książki pod tytułem „Własność pracownicza. Jak wspiera rozwój biznesu”. Konsultant merytoryczny jej polskiej edycji mecenas Krzysztof Ludwiniak odwoływał się do historii spółek pracowniczych, przypominając wszystkim obecnym, że nowoczesny akcjonariat pracowniczy jest pomysłem amerykańskim z połowy XX wieku, mającym umożliwić pracownikom nabywanie akcji swoich przedsiębiorstw, finansowanym z przyszłych zysków. Początkowo wykorzystywano anglosaski model prawny, w którym wystarczało posiadanie przez firmę zdolności kredytowej. To otwierało drogę do nabywania akcji przedsiębiorstwa, aby w toku kolejnych lat pracy przekazywać je pracownikom. Do tej pory powstało już kilkanaście modeli takich rozwiązań. Wśród kluczowych elementów, od których zależy skuteczne wdrożenie akcjonariatu pracowniczego, Krzysztof Ludwiniak wymienił wolę pracowników i właścicieli danej firmy oraz szansę na jej dobre perspektywy rozwojowe.
Silnym bodźcem do sięgania po jeden z modeli akcjonariatu pracowniczego może być sukces takiego rodzaju własności w Stanach Zjednoczonych.
– Statystyki od 30-40 lat potwierdzają, że takie formy są lepsze, wydajniejsze, stabilniejsze. Są tam też mniejsze napięcia społeczne – zaznaczał mec. Ludwiniak, tłumacząc zarazem, jak istotna jest tutaj odpowiednia edukacja. – Muszą być kursy, szkolenia, żeby to przedsiębiorstwo nadawało się do takich zmian, a w praktyce właściciel i pracownicy dochodzą do wniosku, że akcjonariat pracowniczy opłaca się – przekonywał.
Przytaczano również przykłady modeli akcjonariatów funkcjonujących poza Stanami Zjednoczonymi.
Na początku XXI w. własny model zaczął wprowadzać w Austrii międzynarodowy koncern voestalpine.
– Rozmawialiśmy z pracownikami i w wyniku rozmów postanowiliśmy wprowadzać taki system akcjonariatu, w którym pracownicy byliby udziałowcami i mieli swój wkład w sukces gospodarczy firmy – wyjaśniał podczas dyskusji inny jej uczestnik, Max Stelzer z voestalpine Mitarbeiterbeteiligung Privatstiftung, instytucji zarządzającej akcjami pracowników stalowego potentata. Jak stwierdził, dzięki wprowadzonym rozwiązaniom pracownicy nie tylko biorą udział w podziale zysków, ale są też „wyposażeni w narzędzia, dzięki którym wzrosła ich motywacja do pracy; mają też prawo głosu”.
Innym przykładem są Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych (TZMO), sprywatyzowane w 1991 roku na podstawie ustawy o leasingu pracowniczym. Prezes firmy Jarosław Józefowicz ocenił, że „świetnie zorganizowana” załoga państwowego przedsiębiorstwa „maksymalnie dobrze” wykorzystała obowiązujące wówczas rozwiązania prawne. W wykupie majątku przedsiębiorstwa od Skarbu Państwa oraz powołaniu spółki akcyjnej wzięło udział kilkuset pracowników oraz przedstawiciele środowiska akademickiego i medycznego, z którymi operujące na 18 rynkach TZMO SA współpracują do dziś.

Koło zamachowe, niekoniecznie ratunkowe
Przekształcenia własnościowe kopalni „Silesia” nastąpiły znacznie później. Od początku lat 90-tych ubiegłego wieku stanowiący oddział państwowych spółek węglowych zakład kilkakrotnie skazywano na likwidację. Tylko determinacji samych górników, którzy w 2003 r. gotowi byli prowadzić dziewięciodniowy protest pod ziemią, należy przypisać fakt, że ostatecznie nie został zamknięty. Decydujący moment dla przyszłości „Silesii” stanowiło opuszczenie Kompanii Węglowej SA, przejście do PG „Silesia” Sp. z o.o. i znalezienie inwestora strategicznego (Energetický a průmyslový holding, a.s.). Wcześniej część udziałów wykupili pracownicy.
– Dzięki zaangażowaniu finansowemu załogi, a potem – inwestora, udało się uratować kopalnię i przekształcić ją w spółkę, która po części funkcjonuje tak jak spółki pracownicze. Cały ten proces zainicjowała zakładowa „Solidarność”, przez co teraz jestem zapraszany do udziału w rozmaitych dyskusjach – mówi Dariusz Dudek. – Ostatnio byłem gościem sejmowej podkomisji, która ma wypracować projekt ustawy formalizującej zasady powstawania spółek pracowniczych. Zaproszono również przedstawicieli takich podmiotów spoza Polski, na przykład z Francji. Tam od lat firmy współzarządzane przez pracowników są czymś oczywistym. Podobnie jest w Wielkiej Brytanii. Doświadczenia obydwu krajów mogą być dla nas inspiracją i wzorem, ale też żywym dowodem na to, że taka formuła się sprawdza, że przynosi tym pracownikom oraz współzarządzanym przez nich firmom wymierne korzyści – uważa przewodniczący Komisji Zakładowej Związku.
Jego zdaniem na przyjęciu ustawy mogą zyskać zarówno firmy znajdujące się w zapaści, jak i te dobrze prosperujące.
– Chodzi o to, by ten model własnościowy stał się modelem powszechnym, by zachęcić innych do przekazywania stronie pracowniczej znacznie większych kompetencji niż do tej pory, by pracownicy mieli szansę stać się współwłaścicielami firm w pełnym tego słowa znaczeniu. Teraz taką możliwość poważnie utrudnia chociażby fakt, że banki nie uznają ciągłości prawnej pomiędzy nową spółką pracowniczą a firmą, na bazie której powstała. W tym momencie pozyskanie jakiegokolwiek kredytu, umożliwiającego start nowego przedsięwzięcia, niemal graniczy z cudem, a tak być nie powinno – tłumaczy. – Pamiętajmy, że nie ma lepszego gospodarza od tego, który gospodaruje na swoim, bo to on wie najlepiej, co należy poprawić, by gospodarstwo stanęło na nogi. To nie ma być wyłącznie koło ratunkowe dla podmiotów podupadających, ale raczej koło zamachowe dla wszystkich firm, niezależnie od ich bieżącej kondycji. Widzę tutaj same plusy – podsumowuje.